Rety rety

Nie mam na nic czasu. Uczelnia - dom, uczelnia - dom. Zajęć multum, nauki sporo na już. Dnie spędzane na uczelni. Dobrze, że chociaż zwolnienie z basenu mam, to piątek wolny. Dzisiaj szlag mnie chce trafić od rana, bo dopiero teraz usiadłam na chwilę. Od 5:45 na nogach BO: trzeba było się zarejestrować do lekarza ( po leki, po informacje co z moim palcem nie halo - bo zimny i drętwieje i chyba krew nie dochodzi). Dostałam skierowanie do reumatologa, bo rzekomo skoro w rodzinie tendencje do problemów ze stawami to też może być powiązane. Zobaczymy co z tego wyniknie. Później latanie za prezentem dla mamy z mamą. Poszukiwanie butów na teraz, bo się rozpadły. Nie ma nic! I na dodatek pieprzony okres, którego już mam dość. Chociaż w zasadzie dobrze, że jest. I robienie porządków w pokoju, które nieźle mnie umęczyły. I szukanie samochodu, a nic nie ma. Oferty nieaktualne, które sobie upatrzyłam. Super. Mam dość. Idę spać. Bo padam na twarz. 

2 komentarze:

  1. Eej, Mała! Dasz radę :* Zmęczona pewnie bardzo, ale dasz :D I okres "w sumie dobrze, że jest" :D Ha ha skąd ja to znam :P

    OdpowiedzUsuń
  2. skądś to znam... myślę teraz o wakacjach. i to daje mi siłę

    OdpowiedzUsuń